Archiwum 18 lutego 2019


lut 18 2019 Nuwara Elija
Komentarze (0)

W nocy było zimno, autentycznie zimno. Spaliśmy pod kołdrą i kocem, a Patryk i tak zmarzł.  Zeszliśmy na śniadanie, a tam szok! Pierwszy raz nie ma smażonych jajek z tostami! Za to dostaliśmy mini obiad- placki roti i nudle z soczewicą. Do tego herbata i kawa (jak to kawa tutaj, niezbyt smaczna).

Ubraliśmy się w długie spodnie i bluzy i poszliśmy na autobus do miasta. Szczęście nam sprzyjało, bo podjechał w tej chwili, w której doszliśmy hm...nawet nie na przystanek, ale do kilku osób które stały w  grupie i czekały na autobus (autobus jadąc zatrzymuje się generalnie co kawałek i zgarnia każdego, kto czeka i mu machnie). Kierowca rajdowiec chyba próbował zrobić najlepszy czas swojego przejazdu bo wchodząc w zakręty, a jesteśmy w górach, więc jest ich sporo, nie bardzo mieścił się w jednym pasie, ale za to szybko dojechaliśmy do celu.

W Nuwara Elija było stosunkowo mało turystów. Przeszliśmy się po budkach z pamiątkami i owocami wzdłuż ulicy , następnie poszliśmy na targ. Zrobiliśmy zakupy, zjedliśmy czerwone banany i poszliśmy szukać dobrej kawy. Niestety tutaj ciężko o takie rzeczy. Na szczęście niedaleko była Pizza Hut, więc uznaliśmy że oni muszą trzymać jakieś standardy i na pewno mają dobrą kawę- na miejscu niestety okazało się, że kawa się skończyła. Poszliśmy szukać dalej. Po drodze wstąpiliśmy do kościoła, akurat trwała msza, więc tylko stanęliśmy w dzwiach, pomodliliśmy się i ruszyliśmy dalej.

Udało się znaleźć jakąś małą kawiarnie, gdzie dostaliśmy naprawdę dobrą kawę i słabe muffinki- coś za coś.

 

Złapaliśmy tuk tuka i pojechaliśmy do fabryki herbaty. Na miejscu weszliśmy na pola z krzakami herbaty, od razu podeszły do nas trzy panie, uśmiechając się i jakby czegoś chcąc, ale poszliśmy dalej. Nagraliśmy kilka filmów, porobiliśmy zdjęcia i zaczęliśmy wracać. Wspomniane wcześniej panie wciąż stały w tym samym miejscu i czekały na nas. Tym razem pytając czy chcemy z nimi zdjęcie. Zrobiliśmy kilka zdjęć, daliśmy paniom napiwki (bo o to przecież chodziło) i zaczęliśmy wracać do miasta. Chcieliśmy dojść na pieszo, ale złapał nas deszcz. Stanęliśmy pod drzewem dyskutując co robimy, gdy zatrzymał się tuk tuk, proponujący podwózkę. Bardzo sympatyczne małżeństwo z Holandii, które przyjechało tutaj na miesiąc. Wypożyczyli tuk tuka i zwiedzali wyspę własnym transportem. Przestało padać zanim dojechaliśmy do miasta. Zrobiliśmy kolejną rundkę po mieście i poszliśmy na obiad. Za jedzenie zapłaciliśmy mniej niż za 3 browarki!


Najedzeni i napojeni wróciliśmy do naszego pokoju, znowu autobusem. Z racji że pogoda była łaskawa i nie padało, poszliśmy na spacer nad wodospady. Po drodze natknęliśmy się na grupę młodzieży, którzy zapytali czy mogą zrobić sobie z nami selfie. Nawet Patryk się zgodził! Kiedy doszliśmy do pierwszego wodospadu znowu runął deszcz... Wróciliśmy do pokoju- przestał... Uznaliśmy że nie będziemy ryzykować i zostaliśmy już w pokoju.

Kolację znowu jedliśmy u gospodarzy, tym razem zamówiliśmy zupę warzywną i sałatkę owocową.

 

PS. Post trochę z opóźnieniem, dzisiejszy dzień pewnie będzie dopiero jutro.

asiapatryk