Komentarze (0)
O lotnisku w Negombo nie da sie powiedzieć zbyt wielu ciepłych słów. Wychodzimy z samolotu i idziemy na strefę przylotów a tam miliard osób w kolejkach bez żadnych zasad- generalnie kto gdzie stanie, tam stoi, z każdej strony co chwilę podchodzić ktoś nowy, godzina stania, żeby wypuścili nas do kraju (oczywiście godzina w nerwach czy mamy wszysykie potrzebne dokumenty, bo kilka osob cofali na koniec kolejki z okienka).
Podchodzimy do strażnika, Patryk dostaje wizę od ręki, zostaje zaproszony dalej, a ja czekam. Przygląda sięstraznik dokumentom, przygląd, ogląda paszport z każdej strony, wniosek o wpuszczenie do kraju ogląda z kazdej strony i coś nam próbuje powiedzieć, że mu sie nie zgadzają dane. Chwila grozy, co teraz ? Zerkamy strażnikowi przez ręce- trzyma paszport mój, a wniosek Patryka. Pokazujemy mu, że mój wniosek leży obok, a ten jest Patryka, już rozpatrzony. Chyba nie załapał, ale po chwili wpuścił nas oboje.
Odebraliśmy walizki, przebraliśmy się w lżejsze rzeczy i poszliśmy wymienić kasę i kupić kartę SIM nasz nowy numer: +94 71 054 1314. Od wylądowania samolotu do wyjścia z lotniska minęły jakieś 2 godziny.
Po wyjściu z budynku lotniska niemalże walka o klienta międzytaksówkami a tuk tukami. Z racji że została nam tylko gidzina do odjazdu pociągu do Anuradhapury, skorzystaliśmy z taksówki- za dodatkowe 300 rupii pojechaliśmynawst autostradą żeby było szybciej.
Na stacji okazało się, że można już kupić tylko bilety do 3 klasy, tak więc poszliśmy do pociągu, w którym było więcej ludzi niż miejsca z naszymi ogromnymi plecakami, o które każdy co chwilę się potykał. Mieliśmy szczęście, bo jeden z siedzących w ostatniej chwili zrezygnował z jazdy tym pociągiem więc mieliśmy jedno miejsce. W czasie podróży ciągle ktoś chodził i sprzedawał jedzenie lub picie. Co ciekawe, jak ktoś zdecydował się na porcję obiadową, dostawał ją w wyrwanej z zeszytu, sklejonej kartce. Na przedostatniej stacji zwolniło się drugie miejsce więc ostatnie 1,5 godziny mogliśmy siedzieć oboje. Niestaty nasi sąsiedni nie umijali nam drogi, gdyż w czasie snu co chwilę sie na nas kładli. Długa, męcząca podróż dobiegła końca. Wychodzimy na stacji, idziemy za tłumem- brak wyjścia, każdy przeciska się przez płot- no to my też.
Po przejściu kilka metrów złapały nas dwa tuk tuki, wsiedliśmy do pierwszego i szczęśliwie dojechaliśmy na miejsce.
Pokój bez rewelacji, trochę mrówek, troche much. Poza tym czysto i przepiękny widok z balkonu.
Szybka regeneracja i poszliśmy coś zjeść, Patryk znalazł najlepszą restauracje w okolicy, na terenie jakiegoś resortu SPA. Smacznie, dużo i tanio. Po powrocie szybki drink, żeby pozabijać wszelkie zarazki i kilka rundek w sudoku.