Na krawędzi
Komentarze: 0
Słoń niestety żaden nie przyszedł, w sumie to i lepiej, bo strażnik przysnął kilka razy. My po północy również zrezygnowaliśmy i poszliśmy spać.
Rano od razu po śniadaniu wyruszyliśmy w daleką podróż, złapaliśmy tuk tuka, utargowaliśmy cenę, rozsiedliśmy się w środku i okazało się że nasza podróż zajęła nie więcej niż 5 minut... no cóż, ruiny starożytnego pałacu i twierdzy zbudowanych podczas panowania króla Kassapy (473–491) na szczycie 180-metrowej skały, na którą dziś wchodziliśmy wydawały się być dalej :)
Miejscowi bilety mogli kupić praktycznie tuż obok wejścia, natomiast dla turystów była osobna kasa, kawałek dalej, w muzeum, w ciasnym, dusznym pomieszczeniu.
Bilety w ręku i ruszamy przed siebie. Przy wejściu kolejka- strażnik brał od każdego wodę i zrywał etykiety, żeby nie zaśmiecać szlaku. My rozsądnie wyjęliśmy z plecaka nasze zapsy i również zdjęliśmy etykiety. Niestety na miejscu mimo to było trochę śmieci. Po drodze widoki świetne, ludzie blokowali przejście bo zatrzymywali się na zdjęcia, przejścia w niektórych miejscach bardzo wąskie. Gdzieś w 1/3 drogi były bardzo strome, kręcone schody, po których weszliśmy na ok 3. metrowy chodnik z rysunkami na ścianach i wróciliśmy do identycznych schodów tuż obok, żeby zejść i ruszyć dalej. Dramat! wykonane z jakiejś lichej stali, która nie wiem czy wytrzymałaby gdyby każdy turysta miał nadwagę. Na szczęście wiele osób miało podobne zdanie i zostawiali spore odstępy pomiędzy sobą, dzięki czemu nie były te schody całkowicie obciążone. Generalnie cała konstrukcja, po której szliśmy zdawała się mieć ogromną ochotę się rozpaść, a przecież byliśmy tylko kilkadziesiąt metrów nad ziemią. Przy większym wietrze zdawało mi się, że schody lekko się ruszają. Na szczęście część schodów była również wmurowana w skałę, więc stalowe elementy stanowiły mniejszą część trasy.
Po drodze minęliśmy sporo małp, które próbowały zaczepiać turystów. Na górze przepiękne widoki i... typowy polski turysta, z piwnym brzuszkiem i oczywiście z rozpiętą koszulą, bo gorąco. Ruiny na skale zapierały dech w piersiach, widoki z góry- niezapomniane.
Wracając spotkaliśmy małpkę która coś zrobiła sobie w łapkę, spuchła jej i ledwo chodziła, ale oczywiście wdrapała się na szczyt góry. Spotkaliśmy również bratnią duszę Patryka, która zobaczywszy aparat UCIEKŁA! Generalnie można powiedzieć że małp i psów to mają tutaj dużo, można spotkać wszędzie.
Wracając do naszego zwiedzania, u stóp skały rozciągają się malownicze ogrody. Pospacerowaliśmy, pozwiedzaliśmy i wróciliśmy, tym razem pieszo, do miasta. Zjedliśmy obiad i resztę popołudnia spędziliśmy na tarasie czytając książki.
Kolację dziś zjedliśmy przyrządzoną przez wujka gospodarzy.
Następnie, wprawieni w organizację naszego wyjazdu, postanowiliśmy wprowadzić kilka małych zmian w naszych planach i tak oto zamiast oglądać wieloryby i żółwie, wybierzemy się na wycieczkę do lasu.
PS. Nasz konkurs wygrała Ola. Gratulacje! Odbiór nagród w marcu :)
Dodaj komentarz