Kandy i okolice
Komentarze: 0
Drzemki w budziku włączaliśmy chyba z 5 razy, ale ostatecznie udało się na czas zejść na śniadanie i o 8:35 gotowi na nowe przygody siedzieliśmy już w tuk tuku Roshana.
Najpierw pojechaliśmy zobaczyć słonie, generalnie nie było warto, bo mimo zapewnień że są one dobrze traktowane, ciągle na nie krzyczano i popychano jakimiś kijami, tak więc rozczarowani i smutni z powodu ich losu pojechaliśmy dalej.
Kolejnym przystankiem była fabryka herbaty! Przesuper miejsce. Młoda dziewczyna oprowadziła nas po fabryce, opowiedziała po kolei każdy proces zachodzący w trakcie produkcji oraz czym różnią się od siebie herbaty. Po zwiedzaniu zaprowadziła nas do sklepiku, gdzie poczęstowała nas herbatą, ciastkiem i czymś w rodzaju miodu, którego nie wkładało się do filiżanki, tylko gryzło kawałek i popijało herbatą. Po degustacji zanabyliśmy kilka herbat, w tym złotą, którą można kupić tylko na miejscu, ponieważ produkują jej tak mało, że nie ma opcji żeby ją eksportować.
Następnie pojechaliśmy do ogrodu z ziołami, gdzie opowiedziano nam o naturalnych sposobach leczenia różnych schorzeń, po czym naturalnymi olejkami przeciwzmarszczkowymi pan zrobił nam masaż twarzy, następnie olejkami przeciwwypadaniu włosów- masaż głowy i na koniec przeciwbólowym olejkiem (który później kupiliśmy) masaż pleców. Tu również dostaliśmy herbatę, tym razem z cynamonem, imbirem i kardamonem.
Ostatnim punkt wycieczki: Royal Botanic Gardens. Ogromny obszar, mnóstwo zieleni i wiele różnych gatunków roślin.
Wróciliśmy tak zmęczeni, że kolację zjedliśmy na miejscu, co było bardzo dobrym posunięciem bo była pyszna i otaczał nas bardzo ładny widok. Pod koniec kolacji przywędrował wspomniany ostatnio kociak, który rozkosznie siedząc na moich kolanach próbował zjeść moje palce, niestety były dla niego za duże i poirytawany w końcu zrezygnował z walki i pozwolił się głaskać, jak się później okazało rozejm nie trwał długo... ale tego dowiecie się następnego dnia :)
Dodaj komentarz